piątek, 5 sierpnia 2011

Kobieta specjalnej troski

Szanowne Panie!

Z okazji nadchodzących wyborów i rozpoczętej już kampanii wyborczej, chciałbym, abyście podziękowały "yntelygencji" polskiej, w szczególności Kongresowi Kobiet i prof. Magdalenie Środzie za to, że Was upośledzają. Te - i wiele innych podmiotów - nakręcają taką atmosferę, że Wy niby jakieś niedorobione jesteście, upośledzone, i same nie będziecie umiały zdobyć mandatu poselskiego. Trzeba nad Wami roztoczyć taki parawan, klosz, i pomóc (co jest sprzeczne z ideą równości), bo jak zwykle te szowinistyczne świnie mężczyźni będą chcieli zagarnąć wszystko dla siebie.

Dobrze Wam, Szanowne Panie, radzę, jeśli chcecie zająć się polityką: budujcie swoje mocne nazwisko działalnością zawodową, charytatywną, społeczną, biznesową, m.in. na szczeblu samorządowym, a żadne parytety lub "suwaki" nie będą Wam potrzebne.

Na przykład Pani Premier Margaret Thatcher była znana jako córka sklepikarza udzielającego się w lokalnej polityce. Może nie jest to najlepszy przykład, ale okazuje, że kobieta może jednak dostać się do parlamentu, a z tego, co wiem, wtedy parytetów nie było.

Wobec tego, Miłe Panie, nakłaniam do kandydowania, szczególnie z list Kongresu Nowej Prawicy.

Na koniec, zobaczcie, jak o Was dbają Młodzi Socjaliści:

czwartek, 4 sierpnia 2011

Polska średniaczków

Zdjęcie, które widzicie Państwo po lewej stronie, zostało wykonane w chorwackim Rabacu. Kiedy wychodziło się z hotelu na plażę, będąc zwróconym w stronę morza, po prawej stronie ciągnęła się uliczka, a na niej stragany z pamiątkami, restauracje, kawiarnie itd.

Na jednym straganie były obrazy. Te pieski, które znajdują się obok, są tak pięknie narysowane, że aż je ukradkiem sfotografowałem.

Jak powiedziała moja katechetka, pięknego rysunku nie da się nauczyć. To się po prostu ma. Nie wiem, co na to nauka, ale ja temu wierzę. Osoby ze zdolnościami plastycznymi ukazują je od małego, mimo iż nikt ich nie uczył. Podobnie pewnie z umuzykalnieniem. Wątpię, czy ktoś doprowadziłby mnie do mistrzostwa Mozarta, by w wieku sześciu lat dawać koncerty przed możnowładcami.

Wobec tego zadaję pytanie: dlaczego potencjalnych Picassów i Vivaldich kisi się w jednej klasie z gamoniami w danych dziedzinach oraz osobami, które mają totalny zwis na wszystko, a takich osób nie brak?

Identycznie w odniesieniu do innych przedmiotów. Dlaczego dziewczynki, które zazwyczaj są słabsze z przedmiotów ścisłych, uczą się tego samego, co chłopcy, którzy przeważnie radzą sobie z nimi? Jeżeli któraś dziewczyna przoduje, to jestem absolutnie za tym, by się kształciła z tymi lepszymi.

Uważam za lepsze społeczeństwo ludzi, którzy zatrzymali się na algebrze, i ekspertów: chemików, fizyków, biologów, matematyków, którzy pomagaliby naszej cywilizacji brnąć naprzód. Umieliby więcej, ponieważ: (a) nie musieliby ciągnąć za sobą tych słabszych, (b) mogliby zrezygnować z jednych przedmiotów na rzecz innych, np. matematyk, który człowieka potrafi narysować tylko w formie patyczaka.

Na języku polskim podobnie. Mamy humanistów, którzy zaczytują się w literaturze, umieją odkodować intencje poety, mówią piękną polszczyzną i mają lekkie pióro. Mamy też ludzi, którzy nie potrafią usiedzieć nad klocem, jakim są "Krzyżacy", są lirycznymi dyletantami, pytają, czy można coś "wziąść", a ich prace czyta się okropnie, bo jedno zdanie nijak nie chce łączyć się z drugim i utworzyć spójnej całości.

Moja trauma - wychowanie fizyczne. Trzy godziny zegarowe tygodniowo przepierdolone. Nie pamiętam, by kiedykolwiek jakiś wuefista wydeklamował mi reguły np. piłki nożnej - dlatego nigdy nie wiem, czy odkopnąć, czy nie. Przyjaciel wielokroć próbował mi wyjaśnić, czym jest "spalony". Nic nie zrozumiałem. Odbijanie piłki siatkarskiej to dla mnie mission impossible, podobnie jak podciągnięcie się na drążku.

Ja tracę czas, inni tracą czas na taką ofermę, jak ja. Nie wiem, dlaczego trzeba odstawiać szopkę i kłamać, że ma się dziurę w sercu, by zrezygnować z tego szaleństwa.

Jak powiedziała moja historyczka, "wszędzie, czyli nigdzie". Analogicznie: wszystko, czyli nic. W Polsce produkuje się pokolenie średniaczków, którzy będą wkuwać wszystko, ale nie zapamiętają nic. Przeładowany umysł co jakiś czas się sterylizuje i wywala nieużywaną wiedzę. Zdecydowanie wolę, byśmy mieli różnorodnośc: ludzi niepotrafiących wziąć do ręki pędzla malarskiego i profesjonalne ekipy remontowe niż ludzi umiejących wszystko, lecz nieumiejących nic.

środa, 3 sierpnia 2011

Recenzja "Intelektualistów mądrych i niemądrych"

Nareszcie, udało mi się znaleźć czas na przeczytanie zamówionej w październiku ub.r. książki. W czasie roku szkolnego nie miałem do tego głowy - co chwilę jakaś lektura, jakiś sprawdzian, kartkówka, słówka do nauczenia, a na koniec każdego półrocza - "lektura dodatkowa". W czasie wakacji można nadrabiać zaległości.

Żeby zacząć dywagacje o tym, jak intelektualiści psują nam krew, trzeba zacząć od ich zdefiniowania - jak czyni to Sowell na pierwszych kartach książki. Otóż intelektualista to osoba, której przedmiotem działań i ich efektem końcowym są szeroko pojęte idee. Termin nie dotyczy np. mistrzów szachowych, programistów, inżynierów i neurochirurgów, mimo iż w swojej pracy używają intelektu, chyba że wychodzą poza swoją specjalizację i zajmują się ideami - wtedy to intelektualiści.

Na dalszych kartach autor ujawnia przed nami cechy intelektualistów. Po pierwsze - często zajmują się rzeczami, o których nie mają pojęcia (np. gospodarką, nie znając zasad jej działania). Po drugie - nie odpowiadają za swoje, nawet najgłupsze, wypowiedzi (np. George Bernard Shaw chwalący czerwone reżimy oraz intelektualiści potępiający zbrojenia w XX-leciu międzywojennym, ułatwiający tym samym Hitlerowi prowadzenie wojny w przyszłości). Po trzecie - "intelektualista źle się czuje w temperaturze pokojowej". Jeżeli ktoś pisze w gazecie artykuły o zduństwie lub o pielęgnacji żywopłotów, to będą się one cieszyć zainteresowaniem wśród kolegów-zdunów albo u kolegów-ogrodników oraz wśród innych osób, których dotyczą te dziedziny. Słowem, wąska grupa. Intelektualista na tym nie pociągnie. Intelektualista musi pisać o rzeczach wzniosłych - o równości, o wyzysku, o prawach kobiet, zwierząt i gejów, o głodzie, o naszych przywarach itd. Praca intelektualistów cechuje się też innymi rzeczami, ale o tym doczytacie sami.

Tym, co jest cenne w tej książce, są liczne przykłady intelektualnych wizji i ich empiryczny test (czym się inteligencja nie zajmuje). Można się na przykład dowiedzieć, kiedy uczyniono faszyzm i nazizm ideologiami prawicowymi, dlaczego to zrobiono i dlaczego to bujda na resorach. Takie kwiatki przydadzą się w dyskusjach z lewicowcami.

Książka "Intelektualiści mądrzy i niemądrzy" Thomasa Sowella jest 440-stronicowym klocem i nie należy do najłatwiejszych. Jednakże warto w nią zainwestować, by umieć rozpoznać intelektualny bełkot i z nim walczyć. Z mojego doświadczenia - polecam czytanie podczas długich wycieczek.