Czasy, w których wprowadzało się "małżeństwa jednopłciowe", edukację seksualną w przedszkolach oraz refundowało środki antykoncepcyjne, powoli się kończą. Teraz prorocy postępu biorą się za gmeranie w dziedzictwie narodowym!
Trzy postępowe frakcje w austriackim parlamencie porozumiały się w sprawie wprowadzenia słowa "córy" do hymnu państwowego, w którym mowa jest tylko o "synach". "Heimat bist du großer Söhne" - Tyś narodem wielkich synów.
To jest, oczywiście, jawna dyskryminacja ze względu na zawartość spodni! Najbardziej poprawne politycznie będzie sformułowanie: "tyś narodem wielkich osób", a najlepiej w ogóle zrezygnować ze słowa "naród", bo to czysty szowinizm i nacjonalizm (czytaj: faszyzm).
Tym wariatom najlepiej powiedzieć (podobnie jak wszystkim postępowcom we wszystkich parlamentach): "Słuchaj, zwiększymy Ci pensję dwukrotnie, ale pod warunkiem, że do końca kadencji w ogóle nie będziesz pojawiał(a) się na głosowaniach i zrezygnujesz z życia politycznego". Zyski, jakie odniesie państwo i kraj po odsunięciu ich od władzy, będą nieproporcjonalnie większe niż koszty związane z podniesieniem pensji.
Istnieje też lepsze, skuteczniejsze rozwiązanie - demokracja cenzusowa! Może przygotowując się do krótkiego egzaminu z ekonomii człowiek odkryje, że redystrybucja zabiera więcej pieniędzy niż daje oraz że państwo nigdy nie będzie tak efektywne jak działający prywatnie człowiek. Ewentualnie cenzus majątkowy zapewni, że człowiek nie będzie głosował na tych, którzy obiecują, że państwo im coś da.
Ingerencja w dziedzictwo narodowe to jeden z kroków, by stworzyć nowego człowieka - kiedyś Homo sovieticusa, dziś Homo europaeusa.
środa, 13 lipca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jestem zdecydowanie za cenzusem wyborczym. 1) krótki egzamin wyborczy z zasad działania państwa (ktoś kto wybiera członków parlamentu musi wiedzieć jakie są ich kompetencje) 2) mała opłata wyborcza (np. 5zł) - aby nikt nie głosował bez przekonania i od niechcenia, a tylko ci którym naprawdę zależy 3) głosują wyłącznie ci co płacą podatki (pod. od nieruchomości lub dochodowy), kto nie dokłada się do wspólnego kotła nie ma prawa decydować o jego podziale 4) uzależnienie liczby głosów od wykształcenia - tu się waham, profesorstwo także bywa czasem dziwne i nie jestem jeszcze pewien, ale coś trzeba zrobić aby żul nie miał tyle głosow co osoba normalna, może pierwsze 3 wystarczą.
OdpowiedzUsuńJestem zdecydowanie przeciwko cenzusowi wykształcenia. Często człowiek z wykształceniem średnim, ale pracujący, ma więcej oleju w głowie niż taki profesorek! Człowiek pracujący widzi na własnej skórze, jak go okradają (podatek dochodowy, ZUS oraz wysokie ceny - również spowodowane podatkami).
OdpowiedzUsuńProfesorek rzadko kiedy ciężko pracował (np. machał łopatą w upalny dzień albo stał na bazarze od 6 do 18). Taki inteligent poprowadzi zajęcia ze studentami, napisze jakąś pracę / książkę / artykuł i ma z tego dużo pieniędzy, więc mu nie robi różnicy, czy za bułkę zapłaci 20 gr, czy złotówkę. On jest oderwany od gospodarki praktycznej (przyziemnej) i zajmuje się gospodarką teoretyczną. I wierzy: w płacę minimalną, podatek dochodowy, redystrybucję, interwencje państwa, upadek neoliberalnego kapitalizmu, który doprowadził do kryzysu itd.
Sam Janusz Korwin-Mikke mówi, że wolałby w swojej szkole zatrudnić młodego człowieka (np. z KASE), który krzewiłby wolny rynek, a nie może! Musi zatrudnić profesora, który przeważnie jest lewicowcem.
Nie wierzysz w mój wywód? Przeczytaj sobie ostatni artykuł prof. Grzegorza Kołodki (plan gospodarczy dla Polski) lub opinię prof. Witolda Orłowskiego, który stwierdził, że jak zabronimy zadłużania państwa, to będzie recesja. Tych knypów zrównał z ziemią KelThuz w audycji Radia Żelaza, które polecam.