- senator Tadeusz Skorupa
poniedziałek, 16 maja 2011
Cytat tygodnia (23)
"Bo ja za chwilę nie będę miał na kampanię wyborczą pieniędzy. Bo z tych, co dostaję z Senatu, to jest, k..., psie pieniądze. Na paliwo dla mnie i na garniturek. Na ubranie, k..., dziewięć tysięcy, a teraz to nawet zaczęli mi płacić po osiem i pół. Straszne pieniądze."
poniedziałek, 9 maja 2011
Prywatyzacja cmentarzy
Ostatnio byłem z odwiedzinami u dziadków w małej miejscowości. Jako że było to akurat w święta wielkanocne, poszliśmy na lokalny cmentarz. Kiedy wracaliśmy, zacząłem snuć wizję, jakby to było, gdyby otworzyć własny cmentarz. Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem, że w Polsce takie obiekty są albo państwowe, albo parafialne. Gdy spytałem, czemu nie umożliwić takiej działalności przedsiębiorcom, usłyszałem, że wtedy byłoby tak drogo, że ludzie nie mieliby się gdzie chować.
Zdębiałem. Nie uwierzyłem, że można aż tak nie znać się na prakseologii i ekonomii (nota bene są blisko powiązane ze sobą). Jakoś dziedzina ważniejsza - tzn. wytwarzanie jedzenia - jest w rękach prywatnych, a ludzi stać na jajka, dżem, szynkę lub bułkę. Produkcja samochodów też leży w gestii prywatnych koncernów, a częściej na drogach widzę właśnie auta, a nie rowery albo riksze.
Jeżeli ktoś inwestuje swój czas, energię i kapitał w piekarnię, fabrykę samochodów lub kupno ziemi pod cmentarz, to zakłada, że prędzej czy później pojawi się z tego zysk. Dlatego jego produkty / usługi muszą mieć ceny w miarę przystępne i być dobrej jakości, inaczej klienci zwieją do konkurencji. Proste?
Jeżeli ktoś się boi, że prywaciarz będzie np. ograbiał nieboszczyków z pochowanych wraz z nimi kosztowności, przypominam, że na wolnym rynku istnieje coś takiego jak ostracyzm, potężne narzędzie. Gdyby coś takiego wyszło na jaw, rodziny przenosiłyby trumny oraz urny w inne miejsca. Taki ktoś straciłby reputację i klientów. To najlepszy scenariusz. W najgorszym - procesy sądowe, plajta biznesu i kicie.
Cmentarza użyłem tu dosłownie. Lecz można z niego uczynić metaforę i odnieść do innych dziedzin życia, np. edukacji. Reguły ekonomii działają podobnie.
Zdębiałem. Nie uwierzyłem, że można aż tak nie znać się na prakseologii i ekonomii (nota bene są blisko powiązane ze sobą). Jakoś dziedzina ważniejsza - tzn. wytwarzanie jedzenia - jest w rękach prywatnych, a ludzi stać na jajka, dżem, szynkę lub bułkę. Produkcja samochodów też leży w gestii prywatnych koncernów, a częściej na drogach widzę właśnie auta, a nie rowery albo riksze.
Jeżeli ktoś inwestuje swój czas, energię i kapitał w piekarnię, fabrykę samochodów lub kupno ziemi pod cmentarz, to zakłada, że prędzej czy później pojawi się z tego zysk. Dlatego jego produkty / usługi muszą mieć ceny w miarę przystępne i być dobrej jakości, inaczej klienci zwieją do konkurencji. Proste?
Jeżeli ktoś się boi, że prywaciarz będzie np. ograbiał nieboszczyków z pochowanych wraz z nimi kosztowności, przypominam, że na wolnym rynku istnieje coś takiego jak ostracyzm, potężne narzędzie. Gdyby coś takiego wyszło na jaw, rodziny przenosiłyby trumny oraz urny w inne miejsca. Taki ktoś straciłby reputację i klientów. To najlepszy scenariusz. W najgorszym - procesy sądowe, plajta biznesu i kicie.
Cmentarza użyłem tu dosłownie. Lecz można z niego uczynić metaforę i odnieść do innych dziedzin życia, np. edukacji. Reguły ekonomii działają podobnie.
wtorek, 3 maja 2011
3 maja
Dziś obchodzimy 220. rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Wbrew powszechnej opinii - nie jest ona dziełem demokracji, tylko triumfem nomokracji - była to oficjalnie druga na świecie (a pierwsza w Europie) nowoczesna, spisana konstytucja. W końcu odbierała ona szlachcie bez ziemi prawo głosu i wprowadzała tron dziedziczny.
Ja jestem zwolennikiem liberalnej, minimalnej, leseferystycznej, nomokratycznej republiki prezydenckiej, lecz istnieje grupa (konkretnie: monarchiści), których nie przekonam. Podstawową kwestią jest to, kogo posadzić na tronie. Zgadzam się z panem Korwin-Mikkem, że królem zostaje człowiek z bandą zabijaków, który przejmuje władzę. Jednakże, gdyby kogoś takiego nie było, poza Sobą, proponuję koronować... księcia Henryka Mountbattena-Windsora vel księcia Harrego.
Czyli co? Niech żyje Henryk, z Bożej łaski król Polski i książę Walii!
Ja jestem zwolennikiem liberalnej, minimalnej, leseferystycznej, nomokratycznej republiki prezydenckiej, lecz istnieje grupa (konkretnie: monarchiści), których nie przekonam. Podstawową kwestią jest to, kogo posadzić na tronie. Zgadzam się z panem Korwin-Mikkem, że królem zostaje człowiek z bandą zabijaków, który przejmuje władzę. Jednakże, gdyby kogoś takiego nie było, poza Sobą, proponuję koronować... księcia Henryka Mountbattena-Windsora vel księcia Harrego.
- Książę Harry szans na objęcie tronu Wielkiej Brytanii raczej nie ma, więc prawdopodobnie by się zgodził.
- Przeszedł już najgłupszy wiek, teraz mógłby skoncentrować się na byciu królem.
- Póki co jest stanu wolnego - można by mu wydać jakąś pannę z dobrego domu i na stałe związać go z Polską.
- Nasz kraj zyskałby prestiż i rozgłos, zwłaszcza gdyby zdjęto z niego plakietkę dzikiego kraju.
- Gdyby ceremonia zaprzysiężenia / ślubu była wydana z taką pompą jak ostatnio, mielibyśmy wzrost turystyki i nasza gospodarka zyskałaby na tym.
- Konstytucja 3 maja zakładała, że po zakończeniu rządów Stanisława Augusta Poniatowskiego nastanie dynastia Wettynów, a książę Harry do niej należy, więc mój wybór jest jak najbardziej trafny.
- Polepszyłyby się nasze stosunki ze Zjednoczonym Królestwem oraz z pozostałymi państwami należącymi do Commonwealth realm.
- Rządzili nami: Czech, Węgier, Litwin, Francuz, Szwed i Saksończyk, więc czemu nie Brytyjczyk?
Czyli co? Niech żyje Henryk, z Bożej łaski król Polski i książę Walii!
Subskrybuj:
Posty (Atom)